piątek, 14 czerwca 2013

Rozterki związane z tematem gier....

W czasie pisania TOPu gier kooperacyjnych naszła mnie pewna refleksja będąca bodźcem do powstania tego wpisu. Mianowicie: dlaczego w zestawieniu zabrakło Letters from Whitechapel? Gra wysoko oceniana, przez wielu uważana za podobną do Draculi, ale bez irytującego mechanizmu walk.

Powód jest bardzo prozaiczny: nigdy w Letters nie grałam, a więc nie mogę ich polecać. Sednem problemu jest jednak przyczyna tej sytuacji: grę odrzuciłam ze względu na fabułę. Wcielanie się w rolę seryjnego mordercy jest dla mnie nie do zaakceptowania. Co gorsze, nie odpowiada mi, że seryjny morderca niejako staje się bohaterem popkultury.

Popularność Letters from Whitechapel oraz serii Mr. Jack podpowiadała mi, że może jestem odosobniona w takich poglądach, może trochę wyolbrzymiam fakty. Przeczesując BGG natknęłam się jednak na temat o moralnej odpowiedzialności twórców gier (tamidź). Okazuje się, że znacznie więcej gier powoduje rozterki moralne u niektórych graczy. Komu z nas przyszło do głowy, że przerabianie owiec czy świnek na żywność w Agricoli może obrażać wegetarian? (Na szczęście moi znajomi wegetarianie nie mają nic przeciwko temu mechanizmowi.) Co z "kolonistami" z Puerto Rico, popularnie nazywanych "czarnuchami", a przedstawiającymi raczej niewolników? Oczywiście, wiele osób, delikatnie mówiąc, wyśmiało taką interpretację, ale jednak trzeba przyjąć, że nie wzięła się ona znikąd i rzeczywiście istnieje jakiś procent graczy, dla których może być to problem.

Nie przeszkadza mi negatywna interakcja w grach. Chętnie wcielę się w mrocznego władcę (Descent) czy wampira (Dracula, Vampire Empire). Niech będzie, ksiądz-wojownik prowadzący skazańców w otchłanie piekieł (Claustrophobia) też ujdzie (choć wolę klasyczny motyw bohaterów w pogoni za przygodą). Tak długo, jak strony konfliktu są fikcyjne, mogę  wcielać się w "tych złych". Ale już prowadzenie islamskich ekstremistów w "Labirynt: Wojna z terroryzmem" wydaje mi się jakieś takie... niezbyt fajne. Wolę kierować armią orków. 

I tak rozważając sobie różne za i przeciw doszłam do następującego wniosku. Na rynku jest tak dużo dobrych gier, że spokojnie mogę wybierać takie, w których temat nie budzi moich zastrzeżeń. Więc najzwyczajniej w świecie odpuszczę sobie "Letters", "Labirynt" i kilka innych (Agricola oczywiście zostaje :P).

Oczywiście, nie odrzucam wszystkich historycznych gier. Wręcz przeciwnie, uważam, że gry oparte na prawdziwych wydarzeniach są szansą na poznanie historii ("Those who cannot remember the past are doomed to repeat it"). Po prostu, niektóre wydarzenia jakoś mi nie pasują jako tło gry, która z założenia ma dostarczać rozrywki.

Też macie takie dylematy przy wyborze planszówki?

2 komentarze:

  1. To zależy. :)
    Kuba Rozpruwacz bardzo szybko zaczął wchodzić do ,,popkultury" (jeśli można o niej mówić w Europie doby wiktoriańskiej). [Czy wynikało to ze strachu, czy z jakiejś mądrej społecznej potrzeby pozostawmy wszelkiej maści psycho- i socjo(nie)logom.] To być może powód dla którego jego postać uległa ,,rozmiękczeniu" - już nie Jack the Ripper, ale bezosobowy Mr Jack.
    Tak, czy owak - nie wiem jak w Listach z Białjkapliczki, ale w Mr Jacku zbrodni nie popełniamy. Ktoś ściga, ktoś jest ściganym. I ciągłe poczucie mieszania się w tłum w Mr Jacku (nowojorskim) daje się odczuć.
    Na Agricolę szkoda słów. :)
    PR natomiast mogłoby nazywać rzeczy po imieniu, ale wtedy pewnie sprzedawałoby się nieco gorzej (chociaż kto wie...).
    W przypadku gier (quasi)wojennych (vide Labirynt) - wydaje mi się, że możliwość spojrzenia z perspektywy drugiej strony warta jest wcielenia się w największych nawet parszywców (Związek Radziecki chociażby), pod warunkiem, że całość dzieje się na szczeblu strategicznym.
    O! :)
    Mnie np. strasznie nie odpowiada sposób przedstawienia rzeczywistości w Małych Powstańcach. Lekkość z jaką został potraktowany temat (np. wariant uproszczony - więzienie i ucieczka z niego) wpisuje się (nieświadomie) we wstęp do preludium do początku jarmarczności jaka postępuje w obchodach Powstania (strasznie żałuję, że nie zapisałem na dysku plakatu ,,Najedz się grochówki, zdobądź tygrysa", bo dotychczas był szczytem wszystkiego).
    No i będzie flejm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy przede wszystkim od konkretnej osoby :)
      Mali Powstańcy też jakoś nie do końca mnie przekonują... Niestety nie miałam okazji zagrać, a na kupno przed zagraniem się nie zdecyduję właśnie z powodu tematu.
      Inna gra, która mimo świetnej mechaniki jest dla mnie skreślona to Rattus. Grałam raz, nawet dobrze się bawiłam, ale szczury rozprzestrzeniająca dżumę? Raczej nie dla mnie.

      Usuń