wtorek, 1 października 2013

Android: Netrunner LCG - pierwsze wrażenia

Ten post pisał się naprawdę długo. Netrunnera kupiłam w przedsprzedaży. Zagrałam dosłownie kilka razy i byłam zmuszona spakować go do kartonu. Przez całe lato nie udało się po niego sięgnąć, aż wreszcie pudło przypomniało o sobie. Ponowne przekopywanie się przez instrukcję, poznawanie kart i wreszcie, po tych kilku miesiącach opóźnienia, zaczynam się wciągać w świat runnerów i korporacji. Ale po kolei...

Zacznijmy od instrukcji: jest trudna. Ciężko się ją czyta, ponieważ wszystkie znane nam z innych karcianek pojęcia są tutaj zastąpione cybernetycznym slangiem: rezowanie i instalowanie kart, garść, stos, HQ, R&D, LODy, skoki, namierzanie, wypłaszczanie... Jeśli ktoś interesuje się cyberpunkiem, to poczuje się jak w domu. I innym przypadku może być to dosyć problematyczne w odbiorze, szczególnie, że same zasady też do banalnych nie należą.

Runnerzy i korporacje grają jakby w dwie różne gry. Korpo blefuje, runner korzysta z wielu drobnych udogodnień, żeby w końcu przebić się siłą. W pierwszych partiach ogarnięcie wszystkiego, co się dzieje na stole, to prawdziwe wyzwanie. Ja po kilkunastu rozgrywkach dalej łapię się na tym, że nie mam pojęcia co zagrać i jak zaplanować przebieg gry. Staram się grać różnymi frakcjami, których jest w podstawce 7 (4 korpo i 3 runnerów), a poznanie możliwości każdej z nich wymaga zagrania kilku (jeśli nie więcej) partii. Warto dodać, że frakcje są zupełnie różne - to nie są tylko drobne, kosmetyczne zmiany, ale karty, których działanie napędza całą grę.

Warto dodać, że mechanika doskonale oddaje temat gry. Klimatu dopełniają fantastyczne grafiki na kartach. O ile ktoś nie jest bardzo zrażony do cyberpunka, to na pewno to doceni. Jedyne co mnie rozczarowało, to grubość kart (a raczej ich cienkość) - kiedy produkcje FFG tak straciły na jakości? Koszulki to niestety zakup obowiązkowy... Za to polskie tłumaczenie wypadło według mnie całkiem nieźle (kilka drobnych wpadek i niejasności, do wybaczenia).

Przechodząc do rozgrywki: gra jest niesamowicie wkurzająca. Bo jak inaczej określić sytuację, kiedy grając korpo sprytnie chowam projekty w HQ lub na zdalnych serwerach, chronione szeregiem LODów i pułapek, a runner jakby znał moje plany skacze na R&D i wygrywa? Albo gdy gram runnerem, z uporem instaluję programy i sprzęt, zbieram kredyty, tylko po to, żeby w końcu zarobić kilka obrażeń w jednym skoku i przegrać przez wypłaszczenie... Nigdy nie wiem, czy partia zajmie 15 czy 60 min. No, głupia, losowa gra!

I tak gramy sobie wieczorami. Emocje są, i to jakie! Ale równocześnie czuję lekkie zmęczenie tą grą, ponieważ jej krzywa uczenia wznosi się raczej powoli. Mój współgracz jest już wkręcony maksymalnie i zaczyna coś wspominać o kupnie dodatków (kiedy ja jeszcze wszystkimi frakcjami nie grałam!). Mój entuzjazm jest nieco mniejszy, ale rozumiem już za co gracze kochają Netrunnera i mimo wszystko: nie odmówię partyjki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz