niedziela, 24 marca 2013

Pyrkon 2013 - (mini)relacja

No i po Pyrkonie. Kto nie był, ten trąba i niech żałuje! Lada chwila internet zaroi się od wszelkiego typu relacji, zdjęć i filmików, więc ograniczę się głównie do relacji z części poświęconej grom planszowym.

Nie udało mi się dotrzeć na część z zaplanowanych prezentacji: Enclave, Schedy, Abetto oraz Gamedec. Nie traciłam jednak czasu i poniżej przedstawiam to, co z planszówkowej strony konwentu udało mi się wycisnąć :) 

Enclave prezentuje się śwetnie. Niestety, nie udało mi się zagrać, czego bardzo żałuję...

Mały Książę

Fajna, lekka gierka. W skrócie wariant 3-5 osób wygląda następująco: w każdej rundzie mamy do wyboru tyle płytek, ilu jest graczy. Wybieramy jedną dla siebie, a następnie wskazujemy gracza, który będzie następny w kolejności. W wersji dla dwóch graczy dochodzi taki mały element blefu, ponieważ pierwszy gracz losuje trzy kafelki, dwa kładzie na stole odkryte, trzeci zakryty. Drugi gracz może wybrać dowolny z trzech kafelków (ale nie może podejrzeć tego zakrytego). Z pozostałych dwóch wybiera znowu pierwszy gracz, a ostatni kafelek odrzucamy. Interesujący element mechaniki to zasady punktowania: każdy gracz punktuje swoją planetę zgodnie z upodobaniami postaci, które wygrał (każda planeta ma na końcu gry 4 różne postacie).

Bardzo podoba mi się wykonanie gry - w końcu to grafiki z książki.
Po dwóch rozgrywkach dwuosobowych i dwóch czteroosobowych wydaje się, że gra ma potencjał jako filler lub "pułapka" na nowych graczy (czas gry to 20-25 min). Zgaduję, że sprawdzi się również w grze z dziećmi, ponieważ zasady są banalne, ale sama rozgrywka zmusza do pewnego główkowania, ciągłego dodawania posiadanych punktów, opracowanie jakiejś tam strategii - no, aspekt edukacyjny widać jak na dłoni.

Martwię się trochę o regrywalność. Przy tak  krótkiej rozgrywce może się okazać dosyć niska. Oczywiście zakupiłam, więc potestuję przez Święta i dam znać :) W niedziele chciałam dokupić jeszcze ze dwa egzemplarze w celach prezentowych i okazało się, że... na stoisku Rebela gry zabrakło. Mamy planszówkowy przebój konwentu?
Moja pierwsza planeta :)

Wiedźmy

Tak, był prototyp! Co prawda nie można było zagrać, ale co nieco o mechanice udało się dowiedzieć. Po pierwsze: wydaje się, że gra będzie istotnie inna niż Ankh-Morpork, ale pewne podobieństwa da się również zauważyć. Tym razem wcielamy się w wiedźmy (a to niespodzianka!) i podróżujemy po Lancre. Jeżeli w miejscu, do którego trafia nasza postać pojawia się jakiś problem (wchodząc na pole nie wiemy jaki), to należy podjąć próbę rozwiązania go. Taką próbę rozstrzyga się poprzez rzut kośćmi, więc tu dostrzegam pierwsze potencjalne źródło krytyki. Mamy też karty (dokładnie to trzy typy kart), które pozwalają nam na różne specjalne akcje czy bonusy. Na deser jest jeszcze specjalna zdolność każdej wiedźmy oraz kilka dodatkowych zasad określających konsekwencje nierozwiązania problemów.

Generalnie wydaje się, że poziom trudności i losowości będzie podobny jak w Ankh-Morpork, możliwe że chaos nieco się zmniejszy (ale z drugiej strony to jednak Świat Dysku, więc chaos jest mile widziany...). Po obejrzeniu prototypu mój apetyt na grę jeszcze wzrósł. Z drugiej strony, nieco zmartwił mnie termin premiery, jaki usłyszałam na stoisku: "w sklepach będzie pewnie gdzieś w listopadzie" - liczyłam bardziej na wrzesień, ale co zrobić...
Wiedźmy. Prototyp planszy. Kwadratowe znacznik to problemy do rozwiązania (zielone to problemy łatwe, fioletowe - trudne).

Wiedźmy. Przykładowe karty postaci.

Goblins: Epic Death

Udało mi się rozegrać dwie rozgrywki w czteroosobowym składzie. Zacznijmy od pozytywów. Gra jest wykonana naprawdę bardzo dobrze. Grafiki oraz teksty na kartach mogą powodować wybuchy śmiechu przy planszy - za to naprawdę duże plus. Rdzeń mechaniki również jest w porządku: przemieszczanie się po "planszy" (złożonej z kart, na rewersie są fragmenty terenów, na awersie wrogowie) bohatera, który prowadzi swoją armię goblinów i chce zniszczyć miasto. To co przekreśliło dla mnie tę grę to niewiarygodnie wielka losowość. Nie dość, że plansza ułożona jest losowo, przeciwnicy są nieznani dopóki ich nie zaatakujemy, specjalna cecha miasta jest nieznana dopóki ktoś go nie zaatakuje, losowo dobieramy karty (w jednej talii są dostępni bohaterowie, machiny i karty akcji natychmiastowych, więc tu też nie wiadomo, co się trafi), to jeszcze walka...

Walka czyli najsłabszy punkt w grze, a to dlatego, że sprowadza się tak naprawdę do wielokrotnego rzutu monetą. Żeby pokonać przeciwnika trzeba zgromadzić armię goblinów (1 goblin = 1 żeton) o sile równej co najmniej sile przeciwnika (1 goblin = 1 pkt siły). Albo można zagrać tytułową epicką śmierć, tzn. rzucić żetonami całej naszej armii i jeżeli wypadną same reszki.. tfu... same martwe gobliny, to przeciwnika uznaje się za pokonanego. Wystarczy elementarna wiedza o rachunku prawdopodobieństwa, żeby zgadnąć, że w takiej sytuacji najlepiej jest rzucać jednym goblinem. A prowadzenie wielkiej armii? Długo się kompletuje, a można ją stracić w jednym ruchu: prawie zawsze przekraczając rzekę (stanowi sporą część planszy) musimy rzucić wszystkimi żetonami naszej armii i znowu: wszystkie, które upadną martwą stroną do góry po prostu giną. Po każdej walce również rzut wszystkimi żetonami. Dodam jeszcze, że podrzucanie w górę kilkunastu żetonów jest średnio wygodne.

Rozumiem, że to lekka gierka, która z założenia ma być bardzo losowa. Ale niech to będzie losowość, nad którą choć trochę można zapanować, taka która nie irytuje. Być może zmieniłabym zdanie po większej ilości rozgrywek, ale nie wiem, czy będę miała okazję (i ochotę) do nich zasiąść...
Goblins: Epic Death. Początkowy etap rozgrywki. W prawym dolnym rogu widać moją armię, złożoną z jednego goblina, którym przez 5 kolejek nie udało mi się wykonać epickiej śmierci (rachunek prawdopodobieństwa wymięka przy moim pechu w grach losowych).
Goblins: Epic Death. Ta sama rozgrywka, bliżej końca gry. Dalej stoję w tym samym kącie planszy, bo ciągle sobie powtarzałam "teraz MUSI się udać" :]

Zombiaki

Zombiaki to Zombiaki. Można powiedzieć: klasyk. Wydanie jubileuszowe niczym nie ustępuje poprzednim wersjom, a zostało wzbogacone o porządne pudełko i komplet żetonów. Tutaj bez specjalnego zaskoczenia, gorąco polecam :) Zaopatrzyłam się w egzemplarz, więc na pewno pojawi się obszerniejsza recenzja. (Nie ma fotki, bo z tego wszystkiego, zapomniałam zrobić.)


Przy okazji wielkie brawa dla organizatorów Games Roomu! Pomimo tłumów, wypożyczanie i oddawanie gier szło sprawnie. Szczęśliwie udało mi się również uniknąć grania na podłodze, więc chyba nie było większych problemów, żeby dorwać stolik (chociaż przyznaję, że czasami trzeba było chwilę poszukać/poczekać).
W Games Roomie dzielnie realizowałam plan testowanie starszych gier, które wiszą na mojej wishliście. Te, które przeszły testy pozytywnie, pewnie wcześniej czy później powiększą moją kolekcję, a więc jest szansa na recenzje :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz